My angels ♥

My angels ♥

niedziela, 16 marca 2014

I'm not going anywhere

Lubiłam jeździć na longboardzie. Tak, to jedna z nielicznych rzeczy, które naprawdę mi wychodziły. Tego dnia świeciło słońce, ale chmury zwiastowały deszcz. Założyłam okulary przeciwsłoneczne, bo największa gwiazda we wszechświecie nieźle dawała po oczach. A Ali tego nie lubiła. Zamknięte oczy... W uszach słuchawki, muzyka gra... Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony... Idealny stan zapomnienia. Zapomnienia o istniejącym świecie. O znienawidzonych ludziach. O beznadziejnym życiu. Brak myśli o najgorszym. Brak bólu. Brak chęci skończenia z tym wszystkim. W mojej głowie nie było teraz absolutnie nic. Do czasu, gdy...
Bum.
Auć.
Mądra Ali nie spostrzegła się, że znajdowała się na zakręcie. Ale to by było nic.
Mądra Ali nie widziała przez swoje zamknięte oczy gościa na desce, który skręcił prosto na nią.
Okulary razem ze słuchawkami i moim tyłkiem wylądowały na ziemi. A raczej na chłopaku, który leżał na ziemi.
Cudownie - pomyślałam.
- Gdzie ty masz oczy, kobieto?! - wściekł się mój nowo poznany znajomy. Zeszłam z niego, on również wstał.
- Ty też mógłbyś trochę uważać! Wiesz, ile będę mieć siniaków? - powiedziałam z wyrzutem.
- Nowa deska, dziewczyno. Nowa deska!
- Klozetowa? Oo, to gratuluję zakupu. Pokażesz mi ją?
Zaczęliśmy się kłócić. Darliśmy się tak, że było nas słychać na całej ulicy. Heh, ma się tą skalę głosu.
- Chyba cię pogięło! - wow, cięta riposta, kolego.
- Mnie chyba. Ciebie na pewno. - 1:0 dla Ali. Gramy dalej?
Kłóciliśmy się jeszcze przez jakieś kilka minut. Obeszło się bez policji, sądu i Anny Marii Wesołowskiej. Ekipa z Trudnych Spraw też nie była potrzebna. Jakoś się potem dogadaliśmy.

Tak, to był początek pięknej przyjaźni. Do dzisiaj to wspominamy, chociaż minęło już parę lat. Zawsze się z tego śmiejemy. Tamten dzień, w którym poznałam Carlosa, jest najlepszym dniem mojego życia. Pokochałam go, tak jak się kocha przyjaciela, brata... a może nawet bardziej. On rozumiał mnie jak nikt inny. Mogłam mu powiedzieć wszystko, nawet o najgorszych rzeczach, jakie zrobiłam. A on i tak by na mnie nie podniósł głosu. Nie nakrzyczałby na mnie, bo wie, jak się czuję, gdy ktoś to robi. Wtedy często mimowolnie pojawiają się w moich oczach łzy. Jestem bardzo wrażliwa, mimo że na taką nie wyglądam.
Spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Może nawet za wiele. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, takimi prawdziwymi, jacy istnieją tylko w książkach i filmach.
Jego ramiona były dla mnie schronieniem. Tylko w nich czułam się w pełni bezpiecznie. Wiedziałam, że nic mi się nie stanie. Że mnie obroni. Że nikt mnie nie uderzy. Że nikt nie będzie na mnie krzyczał. Że nikt mnie nie wyśmieje, nie upokorzy.
Gdy mnie tulił do siebie, czułam się kochana. Czułam się potrzebna. Czułam, że nie jestem sama. Gdy śpiewał mi swoim anielskim głosem, że jestem piękna, czułam się piękna.
Czułam jego miłość do mnie. Moją miłość do niego. Naszą miłość. Ona była wyjątkowa. Specjalna. Niezatapialna, jak Titanic. Z jedną różnicą. Nie było żadnej góry lodowej.
Jego ciepłe dłonie zawsze ocierały moją twarz z łez. Samym swoim istnieniem mnie pocieszał. Nie musiał nic mówić. Wystarczyło, że po prostu był.
On był dla mnie całym światem. Był cząstką mnie. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. On utonie, ja wskoczę do wody za nim.
Pewnego dnia poczułam, że mogę to wszystko stracić...
- Ali, możemy pogadać? - zapytał Carlos.
- Jasne. Wchodź. - zaprosiłam go gestem do mojego mieszkania. Usiedliśmy na sofie. - O czym chcesz pogadać?
- Bo widzisz... Ja... Ja się zakochałem. - byłam w szoku. Nigdy nie miał dziewczyny. I pierwszy raz poczułam, że to ja byłam powodem, dla którego jej nie miał. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie. Nie miał czasu na dziewczynę. To moja wina. Pomyślałam też, że skoro wreszcie odnalazł drugą połówkę, to chce zakończyć naszą przyjaźń. Żeby mieć więcej czasu dla niej. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Niby cieszyłam się z jego szczęścia, ale moje serce... ono... bolało.
- To znaczy, że... my... nie możemy się już przyjaźnić? - zapytałam, spuszczając wzrok.
- O czym ty mówisz? - był zdziwiony. - To nic nie zmienia, rozumiesz? - podniósł moją głowę, zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy. - Nadal kocham cię tak samo.  - uśmiechnął się, a ja z nim. Poczułam ulgę.
Jednak nie miał racji. Jednak coś się pieprzyło. Spędzaliśmy ze sobą coraz mniej czasu. Tęskniłam za nim. Za jego pieszczotami, uśmiechami, wygłupami.
Dzisiaj mieliśmy spotkać się w trójkę. Ja, Carlos i Alexa.
Gdy zobaczyłam ich razem... coś mnie ukłuło w środku. Zazdrość? Nie, to nie mogła być ona. Byliśmy tylko przyjaciółmi. Najlepszymi, ale tylko przyjaciółmi. Kochałam go, ale jak brata.
- Ali? - szturchnął mnie przyjaciel.
- Hmm? - wyrwał mnie z rozmyślań.
- Chodź na słówko. Alexa, zaraz wracamy. - wyszliśmy na zewnątrz, przed restaurację.
- Co? - zapytałam.
- Co się z nami stało? Zrobiłem coś nie tak? Czemu jesteś taka smutna? - chciałam zaprzeczyć, ale nie zdążyłam. - Ja wiem. Widzę. - z oczu pociekło mi kilka łez. Chłopak podszedł do mnie i otarł je swoimi ciepłymi dłońmi.
- Wróciłeś... - szepnęłam.
- Nigdzie nie odszedłem. - przytulił mnie mocno. Brakowało mi tego.
W końcu zobaczyłam, jak Alexa go uszczęśliwia, więc ja też byłam szczęśliwa.
A Carlos mówił prawdę. On nigdzie nie odszedł.
___________________________________________________________________________________
Tyleeeee miłościiii. Przepraszam, ale aż rzygać mi się chce ._.
Zacznę chyba pisać jakieś horrory, bo tego już mam dosyć ._.

2 komentarze:

  1. jest dobrze, wiesz ja też takie rzeczy pisze choć mam takie same zdanie jak ty. I nie wiem jakim cudem mam takie pomysły, ale dobra wracajac ŚWIETNIE!! Czekam xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie ci to wyszło ;)
    A horrory? Myślę ,że warto spróbować ;)
    Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń